Do historii Oli & Kuby zapraszam Was w rytmie

Coals – Lato 2020

Dzień się jeszcze nie skończył! Niech trwa!

5 rano!

Trochę się rozpisze bo czasem tak lubię się wygadać – zwłaszcza jeśli uda mi się przeżyć takie fajne, prawdziwe momenty. Przede wszystkim rzadko spotyka się ludzi i miejsce związane z organizacją ślubów, które przypomina wizytę u ulubionego wujka. Wujka, który własnymi rękami zbudował i z dużym poczuciem estetyki wykończył każdy detal budynku, który nazywa się właśnie Stary Tartak. Po długiej podróży przywitał mnie niesamowitą kawą – podobno „najlepsza na świcie” z dodatkiem miodu z własnej pasieki. Takie rzeczy mnie rozczulają – serio. Pewnie czasem, nikt ich nie zauważa lub są czymś normalnym – dla mnie prawdziwy szczery śmiech i ciepłe powitanie będzie zawsze czymś niezwykłym. Podkreślam, że chodzi mi tutaj o „branże ślubną” – a te dwa słowa razem nie kojarzą mi się za dobrze. Kojarzę je głównie z biznesami i wszystkimi tymi radami jak zapełnić cały kalendarz po brzegi zleceniami i prowadzić milionowy biznes. Uwierzcie mi, że się da i jest takich firm sporo na rynku. Niech mnie nikt źle nie zrozumie – nie mam nic do biznesmenów. Po prostu ślub i wesele według mnie to tak delikatny i indywidualny temat – zwłaszcza kiedy zatrudniasz ludzi, którzy mają pomóc Ci w organizacji takiego wydarzenia – często najważniejszego w życiu. Dlatego byłam szczęśliwa, kiedy dowiedziałam się, że w Tartaku nie organizują więcej jak 10 ślubów w roku. Mam nadzieję, że Ania i Sylwia, które tworzyły ten dzień mogą mi przyznać rację – dobrałyśmy się idealnie. Każda z nas włożyła w ten jeden wieczór 200% i ja to widziałam. Widziałam ich ciężką prace i tym samym radość z dobrze wykonanej pracy. Cieszę się, że są takie miejsca. Muszę Wam jeszcze przedstawić Olę i Kubę – bo to dla nich to wszystko.

Poznaliśmy się na alternatywnych targach ślubnych Silesia Wedding Day w Katowicach – które swoją drogą były dla mnie ogromnym przeżyciem. Chyba od razu poczuliśmy chemię miedzy sobą bo z targów wyszli już z podpisaną wspólnie umową. Zapamiętałam ich jako szczęśliwych i uśmiechniętych ludzi. Potem odkryłam bloga Oli i jej niesamowitą miłość do kotów, dar do opowiadania i rozmów przed kamerą – sprawdźcie jej kanał Olaolur na You Tubie.